Jeszcze niedawno gdy przeciętny Polak starał się o kredyt hipoteczny, mógł zakładać, że w banku będzie wymagane 10% wkładu własnego – suma i tak niebagatelna do zebrania, w końcu w przypadku typowego mieszkania są to dziesiątki tysięcy złotych. I tak jeśli mieszkania w Gdańsku (kliknij) wielkości 60 metrów kwadratowych będą średnio kosztować około 360 tys. zł, co oczywiście oznacza, że wkład własny można było łatwo obliczyć odcinając jedno zero z całej wartości mieszkania. W roku 2016 się to zmieniło, bo większość banków zdecydowała o podwyższeniu kwoty wkładu własnego do 15%, i to właśnie taka wysokość stała się standardem. Tymczasem już niedługo nadejdzie rok 2017, a z nim wysokość wkładu ma wzrosnąć do 20%. A to oznacza, że matematyka dotyczące mieszkań od Gdańska do Zakopanego będzie wymagała już nie tylko obcięcia zera, ale też pomnożenia kwoty przez dwa – znacząca różnica. To wszystko efekt rekomendacji wydawanych przez Komisję Nadzoru Finansowego. Zanim zaczęła ona wskazywać bankom „polecaną” drogę w tych kwestiach, czyli przed rokiem 2013, nie było zbyt trudne znaleźć kredyty hipoteczne bez wkładu własnego, a nawet wyższe niż sama wartość nieruchomości. Następnie z roku na rok o 5 pkt. proc. rósł wymagany wkład własny, i wraz z nastaniem roku 2017 nie powinno się to zmienić – chociaż banki będą starały się oczywiście jakoś odpowiadać na te nowe wymogi, by zachęcić klientów do wybrania właśnie ich oferty. Jak klient może sobie poradzić z wymogiem przedstawienia niemałej kwoty we wkładzie własnym?
Po pierwsze, warto zwrócić uwagę, że jak na razie ciągle na rynku dostępne są kredyty wymagające włożenia 10% wartości mieszkania. Korzystają one z „furtki” opierającej się na tym, że można zastosować dodatkowe zabezpieczenie. I tak może to być podwyższona marża – do momentu, gdy wysokość pozostałego do spłacenia kredytu osiągnie 80% wartości mieszkania. Inne banki skorzystały z opcji nazwanej ubezpieczeniem niskiego wkładu własnego, która dla pożyczkobiorcy głównie oznacza to samo, czyli do tegoż samego momentu trzeba będzie ponosić dodatkowy koszt. Jednakże to nie jedyne rozwiązanie, jako że ten, kto ma inną nieruchomość, może uwzględnić ją jako zabezpieczenie i skorzystać na niższym wkładzie własnym – przy czym przez niższy, zazwyczaj nadal rozumie się tutaj 10%.