Życie z pieniędzy – jakie kwoty pozwalają na utrzymanie z procentów?
Potocznie często mówi się, że w razie wygranej w loterii, możemy odejść na zasłużoną emeryturę i nie przejmować się już niczym. Oczywiście w praktyce rzadko kiedy, jeśli w ogóle, się to tak kończy, ponieważ mało który milioner będzie chciał żyć jak przeciętna osoba – posiadane pieniądze kuszą możliwością wydania ich, spełniania marzeń, a co będzie za 20 czy 30 lat, to trudno sobie wyobrazić. Jednak tutaj chcielibyśmy odnieść się do czysto praktycznej kwestii: jaki zebrany majątek daje nam pewność, że od tego momentu pracujemy już tylko „na więcej”, ale nie mamy już przymusu, że w razie czego w przyszłości możemy stracić dach nad głową czy nie mieć co jeść? Ile trzeba mieć, by żyć tylko z faktu, że mamy?
Odpowiedzią będzie rozczarowujące „to zależy”, ponieważ kilka warunków jest bardzo trudnych do uściślenia. Zwróćmy choćby uwagę na to, że nikt nie zdefiniuje nam tego, ile „trzeba na życie”. Samotna osoba, która np. po rodzinie ma już mieszkanie, będzie „potrzebować” innej kwoty, niż ktoś, kto musi wynajmować mieszkanie dla siebie, małżonka i trójki dzieci. Dużą zmienną będzie na pewno koszt mieszkania, który znacznie zależy od warunków. Nawet w Warszawie można przecież zdobyć kawalerkę za kwotę niższą niż 200 tysięcy złotych. Jednak wiemy, że nie bez powodu większość osób mieszka w takim, które kosztuje kilkukrotnie więcej. Z kolei w wyludnionej Łodzi za 200 tysięcy możemy nabyć znacznie większe mieszkanie. Wszelkie inne koszty również są względne. Ale tutaj chodzi nam o samą kalkulację. Dlatego przyjmijmy, że chcemy sprawdzić, ile trzeba mieć, by osiągnąć dochód „z odsetek” w wysokości 2 tysiące złotych miesięcznie.
Oczywiście jeśli mówimy o długoterminowej inwestycji, to kluczową sprawą będzie inflacja. Jeśli ceny co roku będą o kilka procent wyższe, niż w poprzednim, to i nominalna kwota 2 tys. zł będzie musiała rosnąć, by w przyszłości znaczyć tyle samo. Obliczenie potrzebnej kwoty będzie opierać się na dwóch zmiennych, których do końca nie możemy stwierdzić z pewnością: inflacji oraz oprocentowania naszej inwestycji. To różnica między nimi będzie de facto oznaczać nasz dochód. Na inflację wpływu nie mamy – możemy założyć, że NBP będzie pilnować jej na poziomie 2,5%, czego jednak do końca i dziś nie robi. Co do oprocentowania, tutaj pojawia się oczywiście kwestia naszego zaangażowania, jak i ryzyka. Wiadomo, że im więcej sami zrobimy i/lub zaryzykujemy, tym potencjalny zysk większy. Stosunkowo najbezpieczniejsze są podobno lokaty, ale nie zarobimy na nich raczej tyle, co na akcjach czy nieruchomościach. I jeśli jeszcze kilka lat temu mieliśmy inflację na poziomie 5%, a obecnie lokaty często wynoszą ok. 3%, to można się zastanowić, czy zarobek nawet z nich jest aż tak pewny. Obecnie – tak, ale kto wie, co się stanie za 10 czy 20 lat…
W ostatnich latach ceny nie rosną – w 2015 r. mamy wręcz deflację. Załóżmy jednak, że poziom domyślny NBP czyli 2,5% przyjmiemy jako „bezpieczny”. Oprocentowanie lokat zaś przyjmiemy na częste obecnie na rynku 4%. Ile wtedy potrzeba pieniędzy, by zarabiać równowartość obecnych 2 tysięcy złotych miesięcznie? 1,64 miliona zł. Jak widać, niemało. Gdyby zaś nie było inflacji? Tylko 600 tys. zł. Ale załóżmy, że inflacja rośnie „tylko” do 3,5% rocznie, bo mamy np. kryzys – wtedy lokata 4% wymaga aż 5 mln zł, by otrzymywać równowartość obecnych 2 tysięcy miesięcznie. Jak widać, niby „drobne” zmiany procentów wymagają zupełnie innego majątku, by czerpać korzyści. Może też to tłumaczyć działania instytucji finansowych, które właśnie z tego żyją.